Wszystkie Ze Szczecina W skrócie Z kraju Według linii

z kraju artykuł

Bydgoszcz: Lustracja miejskiej komunikacji

Krzysztof Aładowicz,

dodane przez MQ

Za wyjazd brudnym autobusem lub tramwajem - kara 50 zł; niesprzedanie biletu pasażerowi - 100 zł. Uderzenie po kieszeni kierowców spowodowało, że sprawniej działa miejska komunikacja.
Kary to pomysł Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej, który wziął pod lupę trzech bydgoskich przewoźników: największy - MZK oraz PKS (obsługuje linie autobusowe: 73, 81, 84) i prywatny Forbus (linie: 51, 58, 76, 80, 93).

Od lutego autobusami i tramwajami tych firm jeździ incognito specjalny zespół kontrolerów powołanych przez ZDMiKP. Sprawdzają czystość pojazdów, punktualność odjazdów. Kontrolują także, czy kierowcy i motorniczowie sprzedają pasażerom bilety.

Wczoraj powstał raport z ich ponadpółrocznej pracy. Wynika z niego, że już w ciągu tych kilku miesięcy sytuacja się poprawiła: w autobusach i tramwajach jest czyściej, jeżdżą bardziej punktualnie, a kierowcy i motorniczowie są kulturalniejsi w stosunku do pasażerów, którym chętniej sprzedają bilety.

Bogumił Grenz, rzecznik prasowy ZDMiKP jest zadowolony z efektów działań lotnych kontroli. - Myślę, że odniosły one skutek. Na początku działania zespołu, spostrzeżeń dotyczących różnych nieprawidłowości było dużo więcej niż obecnie. A to przecież oznacza postęp.

Według ZDMiKP najlepiej podziałały jednak kary, które Zarząd Dróg zaczął nakładać. Jeśli kontrolerzy spostrzegli, że pojazd wyjechał brudny z zajezdni, trzeba zapłacić 50 zł, a za niesprzedanie biletu kara jest dwa razy większa.

- Te kary ZDMiKP wymierza nam, a później my potrącamy je z pensji tym kierowcom, którzy ponoszą winę. To na pewno dyscyplinuje, zwłaszcza że nie chodzi o małe pieniądze - wyjaśnia Witold Dębicki, dyrektor MZK.

Jego zdaniem skargi od pasażerów coraz rzadziej trafiają na jego biurko. Najczęściej dotyczą odjazdu z przystanku, gdy ktoś jeszcze podbiega do autobusu. - Pasażerowie twierdzą, że to przez złośliwość. Jednak kierowca po zamknięciu drzwi musi wyjechać z zatoczki i włączyć się do ruchu. Wtedy nie patrzy już w lusterko po stronie przystanku, ale w lewe, żeby zobaczyć, co dzieje się na jezdni. To nie jest złośliwość, tu chodzi o bezpieczeństwo. Warto wspomnieć, że zdarzają się też telefony chwalące naszych pracowników - wyjaśnia dyrektor.

Do ideału jednak, mimo pochwał szefa MZK, wiele brakuje. Wczoraj odebraliśmy dwa telefony od czytelników skarżących się na kierowców. Jeden z nich podał przykład z piątkowego i sobotniego wieczoru, kiedy próbował kupić bilety u kierowców w autobusach linii nr 69. - W piątek w autobusie o numerze bocznym 3837 i w sobotę w pojeździe o numerze 2451 nie można było ich nabyć. Kierowcy odpowiedzieli, że nie ma biletów, bo się skończyły. Takie rzeczy nie powinny się zdarzyć, zwłaszcza że jest wyraźnie napisane na ulotkach w autobusach, że należy to do ich obowiązków - opowiada nasz czytelnik.

Przypomnijmy, że w dni powszednie po godz. 19 i w weekendy - przez cały dzień - kierowca i motorniczowie muszą sprzedawać bilety na całej trasie, a w innych godzinach - na przystankach początkowych. Ważne, żeby pasażer miał odliczone pieniądze. - Dokładnie wyjaśnimy te przypadki. Jeśli się potwierdzą, będą kary - zapowiada Mariusz Reszka, zastępca dyrektora MZK.

źródło: Gazeta Wyborcza

brak komentarzy