Wszystkie Ze Szczecina W skrócie Z kraju Według linii

z kraju artykuł

Piotrków Trybunalsk: Jazda bez trzymanki - paraliż komunikacyjny w mieście

Aleksandra Tyczyńska, Dziennik Łódzki,

dodane przez MQ; zmodyfikowane

Przez ostatni tydzień piotrkowianie tłoczyli się na przystankach, bezskutecznie wyczekując na minibusy. Czy teraz mogą już zaufać prywatnym przewoźnikom, którzy opanowali komunikację miejską, a wystarczyła kontrola inspekcji drogowej, by w popłochu, w obawie przed karami, zniknęli z ulic?
Gdzie wtedy, w piątek, 4 listopada i przez kolejne dni mieli interes swoich pasażerów, którzy jak zwykle chcieli dojechać do pracy, do szkoły, na zakupy? Wielu zapytanych przez nas piotrkowian w odpowiedzi robi wymowne gesty...

- Wiadomo, że rządzi kasa, ale my im naprawdę dobrze dajemy zarobić, to co tam trzeba, mają za co załatwić, żeby normalnie jeździć dobrymi samochodami, a nie zostawiać ludzi - mówi starsza kobieta.

- Już się wszyscy przyzwyczaili do wygody, do tego, że zawsze jakiś minibus podjedzie za chwilę. - Dla nas klientów to dobrze, że są, ale nie może być tak, że uciekają przed kontrolą, albo część jest, części nie ma - dodaje Andrzej Kupisz mieszkający pod Piotrkowem. - Albo są w porządku, albo nie i albo jeżdżą, albo nie. Niech sprawę jasno postawią i ludzi poważnie traktują.

Uciec przed kontrolą

Co się dzieje? No paranoja jakaś, nigdzie nie można dojechać, nie wiecie co jest grane? Kiedy będą jeździć, bo nie wiem, czy dziecku kupić bilet miesięczny na emzetkę, czy warto jeszcze czekać? - telefony z takimi pytaniami odbieraliśmy w redakcji "Dziennika" w Piotrkowie od poniedziałku. Nim jednak nastąpił przełom w sprawie minibusów, trzeba było czekać do środy, kiedy przewoźnicy zapewnili, że sytuacja w pełni wróci do normy w piątek.

- Minibusy w Piotrkowie jeżdżą od wielu lat, ale dopiero trzy lata temu, kiedy się pojawiliśmy, to się okazało, jak te piotrkowskie minibusy jeżdżą - mówi Andrzej Bereźnicki, dyrektor Wojewódzkiej Inspekcji Transportu Drogowego w Łodzi.

- To było na wariackich papierach, samochodami w fatalnym stanie technicznym. Później trochę się unormowało. Ale teraz to sami wpuścili się w kanał.

- Podobno nie mieli jakiś zezwoleń, ale czy to jest prawda? Kto ich tam wie - zastanawia się stojący na przystanku Tadeusz Kania. - Emzetkami nie jeżdżę, bo mi nie pasują, a z minibusami do tej pory było idealnie, można było na nich polegać.

Inspektorzy, po tym co zastali, od razu twardo zapowiedzieli, że kontrole będą do bólu.

- Ile razy już tak było, że zjeżdżali z tras, kiedy my byliśmy na wysokości Rzgowa, czy tak się zachowuje ktoś, kto jest w porządku - pyta retorycznie Piotr Piróg, naczelnik wydziału inspekcji WITD. - Nie jest zgodne z prawem kumulowanie uprawnień w jednym ręku i rozdawanie ich na zasadzie tobie dam, a tobie nie. Ci wszyscy kierowcy, prowadzący swoje działalności gospodarcze, nie mają swoich zezwoleń uprawniających ich do przewożenia ludzi. Mają tylko użyczone od spółki Transportowiec, w której są zrzeszeni.

Bus donosił na busa

Brak zezwoleń na wykonywanie przewozów stwierdzili podczas piątkowej kontroli inspektorzy drogowi, za co wlepili dwa mandaty po 6 tys. zł. Było jeszcze kilka braków w dokumentach, bulwersujący stan techniczny (nieporzymocowane siedzenia w jednym z minibusów, który w dodatku w każdej chwili mógł pęknąć na pół, bo miał dziurę w podłużnicy) - razem uzbierało się kilkanaście przewinień. Reszta minibusów zdążyła zjechać do baz.

Kontrolerzy nie pojawili się bez powodu. - W ciągu ostatnich tygodni zaczęły do nas przychodzić doniesienia, a te nawet anonimowe należało traktować poważnie - mówi Bereźnicki. - Zresztą potwierdziły się, bo dotyczyły braku zezwoleń i fatalnego stanu technicznego. Jedni donosili na drugich...

Kiedy na zwołanej konferencji prezes zrzeszenia Transportowiec ogłosił, że z pierwotnie istniejącej spółki Transportowiec Katowice, wyodrębniono Transportowiec Piotrków (który miał być firmą obsługującą Piotrków), co nie zyskało aprobaty i odpowiednio szybkiej decyzji władz miasta, przez co minibusy musiały jeździć na użyczonych zezwoleniach, nerwy puściły rzecznikowi prezydenta, Marcinowi Pampuchowi: - Transportowiec podzielił się na dwie spółki i zarówno Piotr-Bus, jak i Transportowiec Piotrków złożyły do prezydenta wnioski o przydzielenie im miasta do obsługi. Kogo miał prezydent wybrać? Nie mógł wybrać jednego przewoźnika przed przetargiem, jaki odbędzie się w lutym przyszłego roku. Doskonale wiedzieli, co trzeba zrobić, żeby do czasu przetargu jeździć zgodnie z prawem.

Chodzi o bezpieczeństwo

Każdy przewoźnik, który chce wozić pasażerów w komunikacji miejskiej, potrzebuje poza dowodem rejestracyjnym, prawem jazdy i ubezpieczeniem, dwóch zasadniczych dokumentów - licencji na wykonywanie transportu i zezwolenia na wykonywanie przewozów regularnych. Obydwa wydaje "właściwy starosta" - w przypadku Piotrkowa - prezydent, który jest też szefem powiatu grodzkiego.

Do otrzymania licencji trzeba się wykazać niekaralnością, zarządzający w firmie musi mieć certyfikat kompetencji zawodowych, a ponadto każdy pojazd posiadać musi zabezpieczenie finansowe. W przypadku zezwolenia, pojazd musi spełniać warunki, dające mu uprawnienia przewozu osób w komunikacji miejskiej. Odpowiednia liczba miejsc, podwójne drzwi po prawej stronie to zaledwie wierzchołek góry tych wymogów, ale i z tym były problemy.

- Cóż z tego, że są podwójne drzwi, jak jedne są albo w ogóle zablokowane, albo zastawione dodatkowym fotelem, bywa, że dostawiane są jakieś domowe fotele ze skaju... - mówi Piróg. - My się nie czepiamy, chodzi o to, by przewoźnicy, którzy biorą odpowiedzialność za pasażerów, zapewnili im bezpieczeństwo.

Dla Transportowca użyczanie zezwoleń było o tyle wygodne, że przychodziła np. firma X, dostawała użyczone zezwolenie i mogła jeździć, bez specjalnego zachodu o spełnienie warunków niezbędnych dla uzyskania własnego zezwolenia... - I mieliśmy sytuacje, że firma X ma licencję, a zezwolenie należy do firmy Y - daje Piróg.

Walka o 9 milionów

Unieważnieniem dotychczas wydanych zezwoleń i licencji zagroził tymczasem prezydent Waldemar Matusewicz. Sprawa stanęła na ostrzu noża, choć od strony formalnej mógłby zrobić to dopiero po 3 miesiącach nieświadczenia przez minibusy usług przewozowych na terenie miasta. Tak naprawdę - minibusy w każdej chwili mogą odmówić świadczenia usług i nie poniosą większych konsekwencji - poza brakiem zarobku.

- Nam natychmiast by zabrano dopłatę do biletów ulgowych i firma pada, zarząd do odwołania - mówi z przekąsem Artur Kulbat, prezes Miejskiego Zakładu Komunikacyjnego, spółki należącej do miasta.

Zakład, w związku z niedomaganiem minibusów, posłał w miasto pięć dodatkowych autobusów, zwołał rezerwowych kierowców, trzem autobusom wydłużył trasy i godziny pracy. Wystarczyło, by odczuć... ponad 300-procentowy wzrost dziennych obrotów.

- Szacuję rynek przewozów komunikacją miejską na ok. 9 mln zł rocznie - mówi Kulbat. - To są realne pieniądze ze sprzedaży biletów. Nasz w tym udział to zaledwie 2,5 mln zł. Jest się o co bić, prawda?

Wedle tych szacunków, 50 minibusów samego Transportowca, jakie dziennie wyjeżdżają na miasto, zarabia miesięcznie ok. 0,5 mln zł.

Foteli było więcej niż miejsca

Pierwszy otrząsnął się Piotr-Bus. Jak nas zapewnił Grzegorz Wójcik, reprezentant spółki - w ok. 20 minibusach musieli jedynie wymontować dodatkowe siedzenia, by odblokować drugie wymagane drzwi.

- Możemy już spokojnie czekać na przetarg, który być może wreszcie sprawiedliwie podzieli rynek komunikacji miejskiej - mówi Wójcik. - A nauczkę mamy wszyscy, bo nie tylko możemy liczyć straty finasowe, ale też masę krytycznych uwag pasażerów.

Transportowiec natomiast rozwiązał sytuację, przekształcając się. Transportowiec Piotrków stał się właścicielem Transportowca Katowice (który jest właścicielem zezwoleń). Przede wszystkim Transportowiec stał się właścicielem minibusów, a ich dotychczasowi właściciele, kierowcy prowadzący działalność gospodarczą, stali się pracownikami Transportowca.

- Są jednocześnie wspólnikami w spółce, która wcześniej była własnością zrzeszenia, teraz jest własnością ludzi - tłumaczy dalej Krzysztof Kurczyna z Transportowca. - Nie mieli oporów, bo i dla nich, z ekonomicznego punktu widzenia jest to w sumie lepsze.

A co byłoby najlepsze dla piotrkowian? Zapytani bez wahania wymieniają: dogadanie się MZK i minibusów, uporządkowanie rozkładów jazdy, zlikwidowanie przerobionych samochodów dostawczych, w których trudno stanąć, a przede wszystkim zlikwidowanie sytuacji, w których na przystanek w jednej chwili podjeżdża emzetka i pięć minibusów, a przez następne pół godziny nie ma nikogo... Tylko tyle i aż tyle.

źródło: Dziennik Łódzki

brak komentarzy