Informacje
Śmignął i tyle go widzieli
Beata Kulewicz, Głos Szczeciński,
dodane przez MQ; zmodyfikowane
Wczoraj przy dziesięciostopniowym mrozie 30 osób wymachując rękoma próbowało zatrzymać przy ulicy Gdańskiej w Szczecinie autobus pospiesznej linii B. Bezskutecznie. Autobus śmignął pasażerom przed nosem.
- To było tuż po godzinie dziesiątej - opowiada zdenerwowany nasz Czytelnik, pan Tadeusz. - Wszyscy jechaliśmy jednym tramwajem, który się popsuł. Nagle zobaczyliśmy nadjeżdżający autobus linii B. Machaliśmy kierowcy, żeby się zatrzymał i nas zabrał. Nic z tego. Kierowca, jak jechał, tak pojechał dalej. Tak się zdenerwowałem, że postanowiłem poszukać nadzoru ruchu i zgłosić to zdarzenie. Kilkanaście metrów dalej zobaczyłem samochód nadzoru i wszystko im opowiedziałem podając nawet numer autobusu. Moim zdaniem zachowanie kierowcy jest skandaliczne. Policja zbiera z ulicy bezdomnych, żeby nie zamarzli, a pasażerów się ignoruje. To oburzające.Z informacji udzielonych przez dyspozytora ruchu Jacka Drabowskiego wynika, że przyczyną awarii było zerwanie drutu jezdnego.
- Ustalamy czy zerwanie nastąpiło z przyczyn tramwaju czy niskich temperatur - tłumaczy Jacek Drabowski. - A kierowca autobusu nie zatrzymał się nie dlatego, że nie chciał, ale dlatego, że nie miał zgłoszenia od nas.
Dybowski dodaje, że powiadomienia o awariach kierowcy odbierają przez telefony komórkowe.
- A to ogranicza nasze możliwości - wyjaśnia powód, dlaczego kierowca autobusu nie zareagował. - To wina systemu łączności. Jak tylko odebraliśmy sygnał o tym, że pasażerowie stoją na mrozie, zaczęliśmy dzwonić. Tak do kierowców linii autobusowych A, jak i B z poleceniem, żeby zabrali ludzi. I trochę to, niestety, trwało. Jeśli miasto sfinansuje odpowiedni system łączności, takie sytuacje nie będą już miały miejsca.
źródło: Głos Szczeciński