Informacje
"Atrakcje" w tramwaju
ToT, Kurier Szczeciński,
dodane przez konjo; zmodyfikowane
O stan tramwaju i bezpieczeństwo pasażerów teoretycznie powinien dbać motorniczy. Ale to tylko teoria, bo po raz kolejny się okazuje, że czasem o miejskie mienie bardziej się troszczą inni.
- Jechałem samochodem w kierunku Wałów Chrobrego. Zbliżałem się do tramwaju, spod którego wydobywał się siwy dym. Smród czułem z dużej odległości mimo zamkniętych okien w aucie - opowiada pan Piotr (nazwisko do wiadomości redakcji). Kierowca dogonił tramwaj przy dawnym Dworcu Morskim. Wysiadł i o swoich spostrzeżeniach poinformował motorniczego. Wtedy spod kół wydostawały się już iskry.
- Odpowiedział jedynie: "daj pan spokój, nic mi się nie pali!". Ręce mi opadły - wspomina Czytelnik. - Nawet jeśli okazałoby się, że to nic groźnego, uważam, że motorniczy zbyt lekceważąco podszedł do sprawy.
Podobnie uważa kierownik Zajezdni Golęcin, który dopiero dziś będzie miał okazję porozmawiać z motorniczym. Kilka ostatnich dni pracownik miał wolne.
- To nie jest w porządku - uważa kierownik zakładu. - Sprawdziliśmy - w wagonie był uszkodzony hamulec i doszło do zwarcia. Sygnału nie należało lekceważyć.
Z karty pracy wynika, że motorniczy spokojnie dojechał do Pomorzan i pokonał niemal całą trasę w powrotną stronę. Dopiero przy zajezdni wymienił skład na inny. Pasażerom pozostaje mieć nadzieję, że nie byli narażeni na utratę życia czy zdrowia, o co w wagonie z uszkodzonym hamulcem chyba nietrudno. I że jednak większość motorniczych poważniej traktuje swoje obowiązki.
Dziś motorniczy ma złożyć wyjaśnienia. Wtedy zapadnie decyzja o konsekwencjach, jakie wobec niego wyciągnie pracodawca.
źródło: Kurier Szczeciński
brak komentarzy