Wszystkie Ze Szczecina W skrócie Z kraju Według linii

z kraju artykuł

Lublin: Miejskie Przedsiębiorstwo Kłopotów

Sylwia Szewc, Gazeta Wyborcza,

dodane przez MQ

Zaniedbana baza, spóźniające się autobusy, brak komunikacji nocnej i odwieczne eksperymenty na pasażerach - taki obraz reprezentuje lubelskie MPK. Do tego dochodzą powtarzające się konflikty wewnątrz spółki i zagrożenie, że autobusy staną.
Nawet trzykrotnie mniejszym od Lublina miejscowościom opłaca się organizować komunikację w nocy - w myśl zasady, że to MPK jest dla pasażera, a nie odwrotnie. Konflikty z pasażerami zdarzają się rzadko. W Lublinie sytuacja jest odwrotna. Kolejne pomysły na usprawnienie przewozów wywołują jedynie protesty i niezadowolenie pasażerów.

Z dość oryginalnych zasłynął Jacek Miłosz, który kierował MPK w latach 2001-2004. W ciągu pół roku zrobił obniżkę, później podwyżkę cen biletów. Zakazywał rozmów przez komórki w pojazdach MPK, chciał, żeby pasażerowie wchodzili do autobusów tylko przednimi drzwiami, zlikwidował darmowe przejazdy m.in. dla osób powyżej 70. roku życia, honorowych krwiodawców, a nawet niewidomych. Tymczasem po Lublinie wciąż bezpłatnie jeździło kilka tysięcy osób - pracownicy MPK i ich rodziny. Kolejnym pomysłem byli kierowcy w roli kontrolerów - zatrzymywali się co parę przystanków i sprawdzali, czy wszyscy pasażerowie skasowali bilety. Powodowało to duże opóźnienia. Na tym nie koniec. Kiedy Miłosz zlikwidował sieciówki i podniósł ceny biletów, zaprotestowali studenci. Podczas happeningu "Podaj grosza dla Miłosza" zbierali pieniądze na pensję dla prezesa.

"Gazeta" zorganizowała cykl "Porozmawiajmy o MPK", licząc, że prezes się opamięta. Na próżno. Pasażerowie masowo zaczęli przesiadać się do przewoźników prywatnych, a ci, którzy podróżowali autobusami MPK, żeby zaprotestować - przekazywali sobie wykorzystane bilety.

Do prezydenta trafiły listy z ponad 11 tysiącami podpisów lublinian, którzy chcieli odwołania prezesa. Pod olbrzymim naciskiem mieszkańców Lublina prezydent zdecydował się odsunąć Miłosza od kierowania przedsiębiorstwem.

Wizerunek firmy miał poprawić nowy prezes - Grzegorz Jasiński (za czasów Miłosza był dyrektorem ekonomiczno-handlowym). Jednak tak się nie stało. Chociaż nie wrócił do oryginalnych pomysłów swego poprzednika, te, które wprowadza, nie okazują się trafne. Pod koniec ubiegłego roku poskarżył się kuratorowi oświaty, że niepełnosprawne dzieci nadużywają swoich uprawnień. Przypomniał, że mogą one jeździć za darmo tylko "od miejsca zamieszkania do szkoły i z powrotem", tymczasem podróżują po całym mieście, także w wakacje. Po interwencji "Gazety" prezydent zapisał w budżecie dodatkowe środki na bezpłatne przejazdy dla dzieci i młodzieży niepełnosprawnej komunikacją miejską. Dzięki temu za darmo dojadą na zabiegi rehabilitacyjne.

Na początku tego roku spółka próbując "ułatwić" życie pasażerom, wprowadziła rozkłady, które nie podają dokładnego czasu przyjazdu autobusów i trolejbusów, a jedynie przedziały czasowe sięgające nawet kilku godzin. Niedługo później MPK zawiesiło kursy autobusowe jednej z linii i nie powiadomiło o tym pasażerów.

Miesiąc temu spółka wprowadziła zmiany na 13 liniach: zmieniła godziny odjazdów, skróciła trasy i zredukowała kursy. Wywołało to lawinę protestów wśród pasażerów, niezadowoleni byli też związkowcy miejskiego przewoźnika. Jednak MPK uparło się i zrobiło korektę tylko na dwóch liniach.

Innym problemem są powtarzające się niesnaski między związkami zawodowymi a zarządem spółki. W marcu związkowcy prowadzili głodówkę, konflikt udało się zażegnać, a już po miesiącu pojawiła się kolejna groźba strajku i zatrzymania autobusów.

Wiele do życzenia pozostawia też wygląd siedziby firmy. Spółka nie inwestuje w zaniedbaną bazę przy al. Kraśnickiej, twierdząc, że skoro nie jest właścicielem terenu, "to się nie opłaca". Wydaje się, że władze MPK nie mają pomysłu, jak ratować wizerunek firmy. Może poza uruchomieniem gry "Trolejbus 156" czy stworzeniem swojej maskotki.

Reformy komunikacji nie podejmują się też władze miasta. Miał się tym zająć Andrzej Wrzołek, pełnomocnik prezydenta. Wzorem innych miast przygotował projekt powołania miejskiego Zarządu Transportu Zbiorowego. Plan reformy pozostał na papierze - spadły na niego gromy rady nadzorczej firmy, a związki zawodowe zagroziły strajkiem. Miasto wycofało się z pomysłu i stało się niewolnikiem własnej spółki.

Czy coś zmieni się w najbliższym czasie? Od września mają być nowe rozkłady jazdy, zmienione trasy i kursy - propozycje opracowała krakowska firma, która jesienią prowadziła badania. Ratusz chce też sprzedać tereny przy al. Kraśnickiej i wybudować nową zajezdnię. Jednak nie wiadomo, kiedy ma to nastąpić.

źródło: Gazeta Wyborcza

brak komentarzy