Wszystkie Ze Szczecina W skrócie Z kraju Według linii

z kraju artykuł

GOP: Bytomski PKM zbankrutował m.in. dlatego, że był systematycznie okradany

Michał Tabaka, Dziennik Zachodni,

dodane przez MQ

Z Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej Bytom SA, firmy-bankruta, postawionej kilka dni temu w stan likwidacji, ktoś wypompował setki tysięcy złotych publicznych pieniędzy.
Dwa lata temu w firmie wdrożono program pilotażowy mający ratować miejsca pracy. Na wyposażenie i ubranie 283 pracowników (w tym 230 konduktorów) z rezerwy marszałka województwa śląskiego - za pośrednictwem Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Katowicach i Powiatowego Urzędu Pracy w Bytomiu - poszło prawie 2,8 mln zł. Dzięki tym pieniądzom kupiono m.in. 190 toreb za łącznie 38 tys. zł (200 zł - sztuka), a na ubrania wydano przeszło 138 tys. zł. Według dokumentów każdy konduktor dostał parę spodni za 100 zł.

- Nie dostaliśmy od firmy żadnych spodni - twierdzi jednak Laura Klekocka, przewodnicząca Związku Zawodowego Konduktorów.

Tak samo było z 15 radiotelefonami (każdy za ponad 4 tys. zł) - w sumie kosztowały 61 tys. zł, ale do rąk konduktorów nie trafił ani jeden. Na 190 kas fiskalnych poszło 480 tys. zł, do firmy trafiły jednak kasy nie rejestrujące sprzedaży biletów.

Iwona Szczudło, zastępca dyrektora bytomskiego urzędu pracy, zapewnia, że wszystkie kupione rzeczy zostały policzone przez jej podwładnych. Sprawdzili też faktury - i były bez zarzutu. Jakim cudem? Według naszych informacji mechanizm wypompowywania publicznych pieniędzy wyglądał tak: PKM kupował np. odzież, którą ewidencjonowano w odpowiednim wykazie. Potem kontrola z pośredniaka liczyła wydatki, zatwierdzała faktury i wypłacała pieniądze. Następnie z niektórych rzeczy, np. spodni, rezygnowano: faktury wysyłano z powrotem do sprzedawców z prośbą o korektę, lecz pieniądze do PUP-u już nie wracały. Kontrole nie wykazywały nieprawidłowości, bo w PKM-ie było tylu kupionych rzeczy, ile dokumentowały faktury. W ten sposób, jak szacują pracownicy bytomskiej firmy przewozowej, zniknęło ok. 800 tys. zł.

Piotr Heine, prezes PKM Bytom SA, i Bogusław Gerle, jego zastępca, na ostatnim walnym zgromadzeniu akcjonariuszy 30 czerwca mianowali się likwidatorami spółki. Od pewnego czasu przekonują 650 swoich podwładnych, że decyzja o likwidacji firmy to efekt wrogiej wobec PKM Bytom polityki KZK GOP, i namawiają ich do zablokowania katowickiego Ronda.

Jednak pracownicy bytomskiego PKM-u szefom nie wierzą. - Niech tu jak najszybciej przyjedzie policja z prokuratorami i zabezpieczą dowody wszystkich tych przekrętów. Sporo tego jest - apelują.

W Przedsiębiorstwie Komunikacji Miejskiej Bytom nie ma już pracy ani dla kierowców, ani dla konduktorów. 650 osób znalazło się w tragicznej sytuacji. Nie dostały nawet wypłaty za czerwiec. Kasa firmy świeci pustkami, mimo otrzymania niedawno potężnego zastrzyku publicznych pieniędzy.

Program pilotażowy uruchomiony w 2004 r. pozwalał na zatrudnienie w PKM Bytom SA 283 ludzi: 230 konduktorów, 30 kontrolerów biletowych, 8 kontrolerów ruchu, 2 konwojentów-kierowców, 2 konserwatorów kas, 5 referentów ds. obsługi konduktorów, 1 referenta ds. płac, 1 referenta ds. kadr, 1 referenta ds. księgowości i 3 kasjerów. Na doposażenie ich stanowisk Powiatowy Urząd Pracy w Bytomiu przekazał PKM prawie 1,3 mln zł.

- Najpierw ustalano listę potrzebnych rzeczy - mówi Iwona Szczudło, zastępca dyrektora PUP-u. - Potem określano kwotę na dany zakup. Wymagaliśmy co najmniej dwóch, trzech ofert na każdy przedmiot. Oczywiście, należało wybierać tę najtańszą.

- Sami dokonywaliśmy wyboru oferty - nie ukrywa Piotr Heine, były prezes, a obecnie likwidator PKM-u. - Potem wszystkie faktury przedstawialiśmy ludziom z urzędu pracy.

Te najtańsze oferty, to m.in. 38 tys. zł na zakup 190 "toreb inkasenta z paskiem". Na 8 stanowisk komputerowych, m.in. dla referentów ds. obsługi konduktorskiej wydano 42 tys. zł. Ubranie trzydziestu kontrolerów biletów kosztowało ponad 31 tys. zł. Najtańsza oferta - wg. bytomskiego PKM-u - to również 58 tys. zł za zabudowę i montaż stanowisk konduktorskich (czyli foteli w autobusach), na których siedzieli konduktorzy - 500 zł od sztuki. Za sam fotel PKM zapłacił 400 zł - ponad 46 tys. za wszystkie. Podłączenie instalacji elektrycznej w 116 autobusach kosztowała 29 tys. zł.

To kpina! Całe to podłączenie to były dwa gniazdka i trzy metry kabla. Gniazdka ciągle się przepalały, trzeba było je wymieniać - denerwują się kierowcy bytomskiego przewoźnika.

Dobrze, że instalacja w ogóle była. Wiemy, że część doposażenia, na które PKM wziął z PUP-u pieniądze, nie trafiła do ludzi. Tak było m.in. ze spodniami dla konduktorów oraz radiotelefonami, na zakup których wydano przeszło 61 tys. zł.

- Żadnych radiotelefonów nie było - przekonują pracownicy PKM.

- Mieliśmy kilkanaście kontroli z PUP-u. Nie wykazały uchybień - utrzymuje Heine.

Obecni likwidatorzy bytomskiej spółki razem z szefostwem tutejszego pośredniaka uparcie twierdzą, że na wszystko mają niezbędne dokumenty.

Pracownicy PKM - teraz na przymusowych urlopach - twierdzą, że w dokumentach nie może być porządku, skoro niektórych produktów po prostu nie ma. Były zamawiane tylko na czas kontroli. Po pobraniu za nie pieniędzy PKM te rzeczy zwracał. I korygował faktury. Zysk na czysto.

- Jeżeli były jakieś nieprawidłowości, to przecież ktoś przez dwa lata by chyba zwrócił na to uwagę - uważa Laura Klekocka, przewodnicząca Związku Zawodowego Konduktorów, która wierzy w uczciwość szefostwa bytomskiego przedsiębiorstwa.

Faktem jest, że do tej pory nie doszło do rozliczenia wydanych 2,8 mln zł publicznych pieniędzy.

- Takie rozliczenie powinno do nas wpłynąć z PUP-u w Bytomiu, bo ten podmiot był dysponentem przyznanych środków. Czekamy na pełną dokumentację - mówi Aleksandra Skalec, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Katowicach.

Bierne czekanie nie wydaje się jednak zasadne. Przecież umowę na realizację pilotażowego programu i przekazanie prawie 2,8 mln zł podpisano w kwietniu 2004 r.

PKM Bytom jest w likwidacji, na co miała wpływ fatalna sytuacja finansowa spółki. Na koniec marca br. straty wynosiły 1,4 mln zł. Co ciekawe, już w listopadzie 2004 r. (zaledwie po 5 miesiącach funkcjonowania programu pilotażowego) w protokole uzgodnień między zarządem spółki, a związkami zawodowymi znalazło się sformułowanie, iż trudna sytuacja finansowa PKM Bytom SA spowodowana jest obciążeniami wynikającymi z zatrudnienia konduktorów. A to miało zmusić zarząd PKM do zmniejszenia wypłat pozostałych pracowników. Mimo że wtedy - do końca lutego 2005 r. - spółka nie płaciła ani złotówki za zatrudnienie konduktorów. W dodatku przez cały czas trwania programu pilotażowego PKM dostawał ekstra kasę z KZK GOP.

- Chodziło o sprzedaż przez bytomskich konduktorów biletów. Z tego tytułu PKM otrzymywał prowizję, średnio ok. 300 tys. zł miesięcznie - wyjaśnia Alodia Ostroch z biura prasowego KZK GOP.

Spółka więc mogła jeszcze liczyć na wpływy gotówki. Mimo to ogłoszono likwidację.

- Straciliśmy płynność finansową przez spór z KZK GOP. W czerwcu nie dostaliśmy pieniędzy na paliwo - mówi Piotr Heine.

Nie mamy sobie nic do zarzucenia. KZK GOP zawsze postępował wobec PKM Bytom zgodnie z umową, traktując go tak samo jak innych przewoźników - odpiera zarzuty Alodia Ostroch.

Kierowcy PKM Bytom właśnie dowiedzieli się, że ich kasa zapomogowa świeci pustkami. Władze spółki spóźniły się nawet z zapłatą za organizowane na przełomie stycznia i lutego zimowiska w Poroninie. Dopiero groźba wszczęcia postępowania komorniczego i wciągnięcia PKM na czarną listę dłużników zmusiła firmę do zapłaty 24 maja ponad 8,5 tys. zł. Przed zimowiskiem z pensji kierowców, którzy wysłali swoje dzieci, oczywiście pobierane były na to pieniądze.

- Tutaj kasa bardzo szybko znika. I ta likwidacja też jest zamierzona i zaplanowana - uważają zdenerwowani pracownicy PKM.

Teraz konduktorzy od 1 lipca są bez pracy. 650 osób pozostałej załogi obawia się, że niebawem podzieli ich los.

- Prezesi codziennie nas namawiają, żeby wyjechać i zablokować np. ruch na katowickim Rondzie. Nie wspomną nawet o możliwościach dalszej pracy. Pytania o pieniądze zbywają - mówią rozgoryczeni kierowcy.

Kalendarium

1 lipca 1994 r. - zaczyna funkcjonować spółka PKM Bytom - powstała w wyniku przekształcenia Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunalnego. Założycielami spółki były gminy: Bytom, Ruda Śl., Zabrze, Chorzów, Zbrosławice i Piekary Śl.

30 grudnia 1994 r. - Bytom zostaje przyjęty do KZK GOP

1996-1998 - gminy, które założyły spółkę, zbywają wszystkie posiadane akcje PKM na rzecz jej pracowników

22 kwietnia 2004 r. - podpisanie umowy między przedstawicielami gminy (Powiatowy Urząd Pracy w Bytomiu), województwa (Wojewódzki Urząd Pracy w Katowicach), PKM Bytom SA oraz KZK GOP na organizację programu pilotażowego pozwalającego zatrudnić w firmie z Bytomia 283 osoby

1 czerwca 2004 r. - rusza program pilotażowy. Potrwa do 31 maja 2006 r.

grudzień 2005 r. - początek konfliktu między PKM a KZK GOP. Komunikacyjna centrala pierwszy raz mówi, że zatrudnianie konduktorów nie jest opłacalne i kontynuowanie programu pilotażowego - w dotychczasowej formie - nie jest zasadne

styczeń 2006 r. - KZK GOP proponuje utrzymanie obsługi konduktorskiej tylko na 11 liniach, co pozwoli zatrudnić ok. 130 osób. Reszta - ewentualnie na umowy zlecenia. PKM Bytom wraz z konduktorami przedstawia cztery swoje propozycje zażegnania konfliktu

luty-kwiecień 2006 r. - trwa wymiana pism. Każda ze stron zostaje przy swoim

kwiecień-maj 2006 r. - rolę mediatora w rozmowach podejmuje Artur Warzocha, wicewojewoda śląski. Na początku maja konduktorzy zrywają negocjacje i zarzucają mu stronniczość. Rozpoczyna się okupacja siedziby KZK GOP

11 maja 2006 r. - siedzibę KZK GOP okupuje już 6 bytomskich konduktorów

18 maja 2006 r. - konduktorzy zaostrzają protest: początek strajku głodowego

23 maja 2006 r. - zgromadzenie KZK GOP. Program pilotażowy nie będzie kontynuowany. Krzysztof Wójcik, prezydent Bytomia, ostrzega przed wystąpieniem gminy z KZK GOP. Jednocześnie obiecuje zatrudnienie konduktorów w PKM. Ci odstępują od strajku głodowego i okupacji siedziby komunikacyjnej centrali

1 czerwca 2006 r. - koniec programu pilotażowego. Według KZK GOP bytomscy konduktorzy nie mają prawa już sprzedawać ani sprawdzać biletów. Ci z kolei straszą kontrolerów KZK GOP policją. W efekcie pasażerowie narażeni są na podwójne kontrole. Kontrolerzy KZK GOP nie honorują kupionych u konduktorów biletów i wystawiają mandaty za jazdę "na gapę"

8 czerwca 2006 r. - do Prokuratury Rejonowej Katowice Centrum-Zachód wpływa zawiadomienie KZK GOP o popełnieniu przestępstwa przez konduktorów zatrudnionych w PKM Bytom. KZK GOP twierdzi, że obsługa konduktorska jest bezprawna, umowa z przewoźnikiem bowiem wróciła do formy sprzed programu pilotażowego. PKM powołuje się na ustawę o transporcie przewozowym

19 czerwca 2006 r. - KZK GOP wypowiada umowę PKM na obsługę 6 linii autobusowych - przejmują te zadania PKM Gliwice i PKM Świerklaniec. Bytomski przewoźnik nie wycofuje jednak swoich wozów. Pasażerowie na przystankach widzą za każdym razem dwa autobusy tej samej linii

29 czerwca 2006 r. - na sesji Rady Miasta Bytom radni przegłosowują uchwałę w sprawie wystąpienia z KZK GOP. Wypowiedzenie ma okres 6 miesięcy, co oznacza, że gmina we własnym zakresie zacznie organizować komunikację miejską od 1 stycznia 2007 r.

30 czerwca 2006 r. - walne zgromadzenie akcjonariuszy PKM Bytom SA podejmuje decyzję o postawieniu spółki w stan likwidacji. Dla 650 osób oznacza to utratę pracy.

źródło: Dziennik Zachodni

brak komentarzy