Wszystkie Ze Szczecina W skrócie Z kraju Według linii

z kraju artykuł

Warszawa: Warszawskie metro zaczyna cofać czas

Krzysztof Śmietana, Gazeta Wyborcza,

dodane przez MQ

Zamiast informować o tym, ile spóźniliśmy się na pociąg, wyświetlacze na stacjach metra po 11 latach zaczną w końcu odliczać minuty do przyjazdu następnego składu.
- To będzie rewolucja! Bardzo dobra wiadomość dla pasażerów - ucieszył się Steffen Möller, który o dziwnym systemie odmierzania czasu w warszawskim metrze napisał nawet w swojej książce "Polska da się lubić". - To samo jest na drogach w Polsce. Na tablicach - nie wiadomo po co - napisane jest, od kiedy trwa remont. W Niemczech zazwyczaj kierowca informowany jest o tym, kiedy utrudnienia się skończą - dodaje. Wcześniej śmiał się też z tablic nad peronami pokazujących, z którego toru odjeżdżają pociągi do Młocin. Tyle tylko, że stacja Młociny będzie gotowa najwcześniej za dwa lata.

Na niewygodny sposób informacji pasażerowie narzekali już od dawna. - W całej Europie na wyświetlaczu pokazywany jest czas do przyjazdu pociągu. U nas trzeba się zastanawiać i obliczać, kiedy może nadjechać najbliższy skład - mówi Janusz Firlik z Ursynowa.

Odliczanie czasu od odjazdu ostatniego pociągu od samego początku krytykował prof. Wojciech Suchorzewski, autor polityki transportowej Warszawy. - Z przyjemnością wypiłbym szampana z tej okazji. Metro wykonało krok w dobrym kierunku. Wreszcie przestaniemy niekorzystnie wyróżniać się na tle innych miast - zaznacza.

Przy okazji zmiany odliczania czasu Metro inwestuje w nowoczesny sprzęt na stacjach. Pod sufitem zawisną monitory LCD. Na początek pojawią się na przystanku Plac Wilsona i na nowej stacji Marymont, która zostanie otwarta w połowie grudnia. - Oprócz odliczania czasu na monitorach będą wyświetlane inne informacje, np. o pociągach wahadłowych kursujących z pl. Wilsona do Marymontu - zapowiada Grzegorz Żurawski, rzecznik Metra Warszawskiego.

W pierwszej połowie przyszłego roku monitory pojawią się na pozostałych stacjach. Metro zapłaci za nie z własnej kieszeni. Grzegorz Żurawski nie chciał jednak powiedzieć, ile będą kosztować.

źródło: Gazeta Wyborcza

brak komentarzy