Informacje

- Zamknięcie "trójki" oznacza, że pracę może stracić nawet 30 osób - mówi Józef Siemieniako, szef zakładowej "S". Zapowiada, że do protestu dołączą następni pracownicy, również z innych związków.

Protestujący nie chcą pogodzić się z tym, że przecinająca całe miasto linia oddana zostanie prywatnym przewoźnikom jeżdżącym busami. - Podkradają nam klientów. Władze powinny odpowiadać za działanie na szkodę MPK, bo firma w całości należy do miasta - mówią.

Mirosław Bartolik, zastępca prezydenta: - Protest jest nielegalny i prowadzony bez powodu, bo MPK nie szykuje zwolnień. Przyznaję, że w zamówieniu przetargowym na obsługę komunikacyjną miasta nie ma linii nr 3. Po co mamy płacić za kursy autobusów, skoro ludzi przewiozą firmy, do których nie trzeba dokładać? MPK może zarabiać na tej trasie, ale bez dopłat.

Odpiera zarzuty o działaniu na szkodę MPK: - W zeszłym roku wydaliśmy na nich 26,2 mln zł, a w tym 30,4 mln. Ale chcemy płacić za to, co potrzebne jest miastu.

Poproszony o komentarz kierowca busa przypomina, że MPK z niektórych tras samo rezygnowało. - Ale o "trójkę" będą się bili. Kierowcy na tej trasie mają największe prowizje za sprzedaż biletów, mogą do pensji dorobić nawet 500 zł.

Wczoraj jeden z głodujących odwieziony został do szpitala.

źródło: Gazeta Wyborcza