Wszystkie Ze Szczecina W skrócie Z kraju Według linii

Szczecin artykuł

Kryzys w SPPK. Nie ma kto wozić pasażerów

Andrzej Kraśnicki jr, Gazeta Wyborcza,

dodane przez end; zmodyfikowane

Nawet o połowę wzrosły płace kierowców autobusów kursujących między Szczecinem a Policami. To próba powstrzymania ludzi przed emigracją zarobkową.
Kadrowa sytuacja firm wożących ludzi po Szczecinie i Policach jest katastrofalna. Niemal codziennie z powodu braku kierowców z rozkładu jazdy wypada po kilka autobusów i tramwajów.

Przygotowany przez Zarząd Dróg i Transportu Miejskiego wykaz braków na liniach tylko w tym miesiącu zajmuje półtorej strony. Oto przykłady: 1 czerwca w czasie szczytu komunikacyjnego zabrakło pięciu autobusów SPA "Dąbie" i trzech wozów Szczecińsko-Polickiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego. 20 czerwca na liniach zabrakło w sumie siedmiu autobusów. 12 czerwca na torach w godzinach szczytu nie było czterech tramwajów.

Zupełna katastrofa nastąpiła w ostatni czwartek. Na rannej i popołudniowej zmianie zabrakło dwóch autobusów, potem w godzinach szczytu wypadło aż dziesięć kolejnych kursów, a na dodatek w zajezdniach pozostały dwa tramwaje.

Kierowców nie ma, bo (co nie jest tajemnicą), wybierają lepiej płatną pracę w zachodniej Europie. Problem zarobkowej emigracji jest znany od ponad roku, do tej pory spółkom autobusowym i MZK jakoś jednak udawało się łatać braki. Teraz jednak luki są tak duże, że firmy chwytają się wszelkich metod, by zdobyć kierowców. Braki na liniach oznaczają bowiem kary naliczane przez ZDiTM.

SPA "Klonowica" kusi na przykład reklamą na autobusach z hasłem "Nie w Oslo, nie w Londynie - zostań kierowcą autobusu w Szczecinie". Ponieważ odzew na tego typu ogłoszenia jest marny, spółki zaczęły nawet nawzajem podbierać sobie pracowników. Zaczęły się też podwyżki. Za czerwiec SPPK zapłaci kierowcom nawet o połowę więcej.

- Tak duże podwyżki dostaną kierowcy zarabiający najmniej - mówi Grzegorz Ufniarz, odpowiedzialny w SPPK za przewozy.

I tak minimalna płaca kierowcy wzrośnie w Policach z tysiąca do 1,5 tys. złotych netto (czyli na rękę). Do tego dochodzi 20-procentowa premia.

Zarobki większości kierowców zbliżą się do prawie 2 tys. zł netto, czyli stawek podobnych do tych w SPA "Dąbie" i "Klonowica". To nie oznacza jednak rewolucji, bo także z tych dwóch ostatnich firm kierowcy odchodzą i firmy nie mają kim obsadzić autobusów. Jednocześnie pieniędzy na większe pensje brakuje.

Za sprawą obowiązującej od 20 czerwca nowelizacji ustawy o czasie pracy kierowców może być jeszcze gorzej. Do tej pory było tak, że kierowca pracujący u przewoźnika na etacie po odpracowaniu swoich ośmiu godzin znów wsiadał do autobusu (czasem w innej autobusowej spółce), świadcząc usługi kierowcy jako jednoosobowa firma. Czas pracy etatowca i "firmy" nie sumował się. Spółki przymykały na to oko, bo dzięki temu udawało się mniejszym kosztem zapewnić obsługę linii. Kierowcy też się specjalnie nie skarżyli, bo mogli sobie dorobić.

- Nawet 600 zł miesięcznie - twierdzi jeden z kierowców.

Zmiana przepisów takie postępowanie uniemożliwia.

- Musimy teraz sumować czas pracy kierowcy ze wszystkich miejsc pracy, nawet gdyby przed prowadzeniem autobusu dorabiał sobie jako taksówkarz - mówi Grzegorz Ufniarz.

To dla spółek, jak i kierowców oznacza same kłopoty. Firmy będą musiały zwiększyć zatrudnienie - średnio o 15 proc. W skali trzech przewoźników autobusowych oznacza to zaangażowanie około 80 nowych kierowców.

- Tylko skąd ich brać, skoro chętnych nie ma? - pytają przewoźnicy.

Jednej ze spółek w ciągu ostatniego półtora roku udało się zdobyć tylko siedmiu nowych pracowników.

Dziura może być większa, kiedy z powodu braku możliwości dorobienia "po godzinach" pracę rzucą kolejni kierowcy. W wakacje część linii jest zawieszonych i sytuację można opanować. We wrześniu pasażerowie mogą się jednak autobusu nie doczekać. Nie lepiej jest z motorniczymi. Więcej osób tę pracę porzuca niż podejmuje.

źródło: Gazeta Wyborcza

36 komentarzy