Wszystkie Ze Szczecina W skrócie Z kraju Według linii

z kraju komunikacja miejska

Gorzów Wielkopolski: W Gorzowie autobusami MZK kierują kobiety

Piotr Żytnicki, Gazeta Wyborcza,

dodane przez djdark 

Baby to do garów, a nie autobusami jeździć - usłyszała od pasażera pani Laura, od kilku dni jeden z dwóch kierowców w spódnicy w gorzowskim MZK.
No może nie do końca w spódnicy, bo do pracy Laura Osipiuk przyszła wczoraj w spodniach. Gdy córki jeszcze spały, o godz. 4.40 ich mama wyjechała na trasę. Ustronie, Wawrów, dalej os. Staszica. Od wpół do dziewiątej czterogodzinna przerwa. Potem najbardziej popularna linia ze Staszica na Górczyn. O godz. 17.18 koniec zmiany.

- Jestem z wykształcenia technikiem rachunkowości. 16 lat pracowałam w biurze rozliczeń i windykacji w Telekomunikacji Polskiej, a kiedy zamknęli biuro, poszłam do MZK. Od czterech lat jeździłam autobusami jako kontroler biletów - pani Laura przedstawia swój życiorys. O karierze kierowcy wcześniej nie myślała. Dopiero kiedy dyrektor MZK zaczął mówić w gazetach, że kierowców brakuje, a na miejsce mężczyzn chętnie zatrudniłby kobiety, pani Laura pomyślała o zmianie profesji. - Razem z koleżanką, też kontrolerką, zgłosiłyśmy się do dyrektora. Powiedział: zgoda. I wysłał nas na kurs prawa jazdy - wspomina pani Laura.

Egzamin zdała na początku stycznia, później niż koleżanka, która za kierownicą miejskich autobusów usiadła już na początku roku. Laura Osipiuk dotychczas jeździła tylko własnym samochodem. Od piątku wozi też gorzowian. - Ludzie dziwią się, że autobusem kieruje kobieta, ale nie komentują. Tylko jeden pan powiedział: "Baby to do garów, a nie autobusami jeździć". Nie przejęłam się jednak i jeżdżę dalej - uśmiecha się pani Laura.

Co o kobietach za kółkiem sądzą koledzy z pracy, nie udało się nam dowiedzieć. Jeden z nich pierwsze dwa tygodnie musi jeździć z panią Laurą jako opiekun. Przygląda się, ocenia, coś notuje. Podchodzimy, pytamy. Nic z tego. O umiejętnościach koleżanki nie będzie rozmawiać.

- Koledzy dobrze nas przyjęli - zapewnia pani Laura. Po chwili jednak dodaje: - Nie chcemy żadnej taryfy ulgowej. Tak jak mężczyźni pracujemy na dwie zmiany. Jeździmy wieczorami, jak trzeba, będziemy także na liniach podmiejskich. Praca jest męcząca, ale nie tak bardzo, jak mogła być kiedyś. Jedyne ułatwienie: jeździmy autobusami z automatyczną skrzynią biegów. Jeżeli na trasę wyjeżdżają starsze pojazdy, jelcze, to kierują nimi mężczyźni.

Roman Maksymiak, dyrektor MZK, przyznaje, że zatrudnienie kobiet miało rozwiązać problem braku kierowców, którzy w poszukiwaniu lepszej pracy zaczęli masowo wyjeżdżać za granicę. - Od dwóch lat rotacji podlega 15-20 proc. załogi - mówi Maksymiak. - Jeżeli zgłoszą się kolejne panie, także mogą zostać kierowcami.

źródło: Gazeta Wyborcza

możliwość komentowania została wyłączona