Wszystkie Ze Szczecina W skrócie Z kraju Według linii

Szczecin z wizytą w…

Z wizytą w Stargardzie raz jeszcze

Łukasz Zawadzki,

dodane przez Lukasy; zmodyfikowane

Niewiele czasu upłynęło od ostatniej wizyty. Zawitałem tam ponownie, bo magiczny Stargard oczarował mnie liniami podmiejskimi. W końcu wyjeżdżając stamtąd ostatnim razem obiecałem sobie, że "jeszcze tam wrócę".

Miejska rozgrzewka



I wróciłem. Nawet ze "zdwojoną siłą" - towarzyszy mi tym razem Marcin (mkokolus). Nasz przewodnik wita nas na peronie i ruszamy w drogę. Na rozgrzewkę błyskawiczna rundka w granicach miasta - jako pierwszy plac Wolności, gdzie zaopatrujemy się w bilety oraz skromny zapas picia. W międzyczasie fotografujemy Jelcza M11 o numerze 870, który podczas mojej ostatniej wizyty tak doskonale się przede mną ukrywał. Dzisiejszego poranka obsługuje linię 6 do Witkowa. My jednak pojedziemy w przeciwnym kierunku - na pętlę "Tesco". Niedługo linie hipermarketowe do tego supermarketu przejdą do historii nie tylko w Stargardzie, jednak tu na dojazd do sklepu nie ma co narzekać. Marudzą jedynie pasażerowie, zresztą tak jak marudzi się zawsze, gdy przyjdzie do płacenia za bilet...

Uzupełnianie podmiejskich ubytków



Wracając do centrum miasta nasz przewodnik stwierdza, że niedługo będzie autobus linii 11 do Żarowa. Tam mnie jeszcze nie było, więc naturalnie decydujemy się na pierwszą podmiejską przejażdżkę w ciągu dnia. Naszym szoferem będzie pierwsza kobieta-kierowca w stargardzkim MZK. A może właściwszym określeniem będzie "kierowniczka" albo "pani kierownik"? Do Żarowa przed południem nie jedzie zbyt wielu ludzi. Po drodze jest jeszcze podjazd pod pętlę "Kossaka", do której autobus linii 11 dociera normalnym wariantem (do Żarowa są tylko wybrane kursy). Zaczynają się wiejskie klimaty, zboże zaczyna dojrzewać i niedojrzała zieleń przeistacza się w dojrzałe złoto. Trasa biegnie wzdłuż nieczynnej stargardzkiej wąskotorówki, gdzie pociąg do Ińska zobaczymy jedynie w wyobraźni. Na pętli w Żarowie po zrobieniu zdjęcia, ucinamy sobie pogawędkę z sympatyczną panią kierowniczką na temat naszych zainteresowań. Wniosek z wymiany zdań płynie tylko jeden - trzeba robić to, co się lubi.

Po powrocie na plac Wolności przesiadamy się na autobus do Morzyczyna. W wakacyjne weekendy obsługa tej linii to przegubowce - ze względu na plażowiczów dojeżdżających nad Jezioro Miedwie. Czwartek jednak nie jest żadnym z dwóch dni weekendu i do Morzyczyna udamy się Jelczem 120M 825. Trasa jest szybka i prosta, cały czas jedzie się drogą krajową nr 10 w kierunku Szczecina. Dzień powszedni, na drodze dużo aut. Ile to już razy nasuwało mi się pytanie, skąd ci ludzie się biorą i dokąd jadą swoimi samochodami?

zdjęcie
Morzyczyn odetchnął od ruchu kołowego po wybudowaniu obwodnicy
Jednak ich nawałnica jest tylko do obwodnicy, która odgałęzia się od "starej dziesiątki", niedługo przed skrętem w kierunku Koszewa. Gdy docieramy na pętlę w Morzyczynie, nie stanowi problemu przejście przez jezdnię, aby zrobić zdjęcie. O gigantycznym ruchu samochodowym przypominają tylko wyżłobione przez lata koleiny, które wielkie ciężarówki zostawiły na pamiątkę. Teraz w Morzyczynie jest cisza i spokój... i szeroka droga, pamiątka po "dziesiątce".

zdjęcie
W okres wakacyjny żwirowa pętelka w Sułkowie gości zaledwie trzy kursy dziennie
I schemat się powtarza - wracamy do miasta, by linią 3G udać się do Tychowa, gdzie w wakacyjne dni powszednie docierają... trzy autobusy dziennie. Najwyraźniej mamy szczęście do "stodwudziestek", bo na przystanek na ulicy Bydgoskiej podjeżdża wóz 834. Autobus jest świeżo po naprawie bieżącej i prezentuje się wyśmienicie - nic nie trzeszczy, nie skrzypi, silnik pracuje miarowo i spokojnie, zaś wnętrze wykończone jest na najwyższy połysk. Nasz przewodnik mówi, że takie naprawy to w Stargardzie standard. Teraz ilekroć będę wsiadał do autobusu w Szczecinie albo Policach, zatęsknię za stargardzkimi autobusami... Trasę częściowo znam, ponieważ podczas ostatniej wycieczki przerabiałem linię 3G do Świętego. Dziś jednak jedziemy dalej drogą krajową numer 10. Po drodze mijamy miejsce, gdzie obwodnica Stargardu ma się łączyć z obecną "dziesiątką". Docieramy do skrzyżowania, gdzie skręcając w prawo dobijemy do Tychowa, a skrętem w lewo odwiedzilibyśmy Sułkowo. Nasz przewodnik wyjaśnia jednak, że odwiedzimy i jedno, i drugie. Autobus najpierw pojedzie do Tychowa, by wrócić na skrzyżowanie, przeciąć "dychę" i pognać do Sułkowa. Tychowo nie leży daleko od krajowej "dziesiątki", więc po dwóch minutach jazdy wąską drogą docieramy do przystanku. Aby wrócić, autobus objeżdża kilka domów ciasnymi uliczkami i po chwili wyjeżdża na główną drogę we wsi. Ponownie dwie minuty jazdy i przecinamy DK 10 w drodze już do Sułkowa. Tu do pokonania jest większa odległość, zaś droga jest węższa (mieści się na niej tylko nasz autobus) i bardziej dziurawa, więc poczciwy Jelcz żwawo podskakuje na wybojach. Po drodze mijamy jeszcze przystanek "Sułkowo Trzebiatów", który jest w miejscowości... Kolonia Tychowo. Ale lepsze zamieszanie z nazwami, niż z zaniedbanymi autobusami. Na pętli w Sułkowie mamy chwilę czasu na wykonanie pamiątkowego zdjęcia. Minuta przerwy wystarczyła, by naszymi poczynaniami zainteresowały się lokalne dzieci. My jednak musimy wracać do Stargardu.

Po przerwie obiadowej mamy zamiar udać się linią 6 do Witkowa. Do "szóstki" zostało jednak trochę czasu, więc spożytkujemy go na przejażdżkę Scanią linii 1 na pętlę "Giżynek Cmentarz". Linia miejska nie jest tak ciekawa, jednak sympatyczny kierowca ułatwia nam wykonanie zdjęć, cofając autobus i objeżdżając pętlę w taki sposób, aby słońce sprzyjało nam w zrobieniu pamiątkowej fotografii. Wracamy tym samym autobusem do centrum i do "szóstki" zostało ledwie kilka minut. "Jelczowe szczęście" trwa, do Witkowa pojedziemy "stodwudziestką" 833 w reklamie całopojazdowej. Droga nie będzie taka prosta, jak mogłoby się wydawać, bo w drodze na wieś pokluczymy jeszcze po Kluczewie, mijając Cukrownię oraz domy na ulicach Traugutta i Niemcewicza. Z tej ostatniej skręcamy w prawo przy pięknym budynku młyna i tym sposobem osiągamy granicę strefy podmiejskiej, a niedługo za przystankiem zaczyna się Witkowo Drugie, wieś z przewagą starych domków jednorodzinnych. Opuszczamy tą miejscowość i kierujemy się prosto do celu. Droga jest malowniczo położona pośród łąk i małych pagórków. Wjeżdżając na jeden z nich, widać linię kolejową Szczecin - Poznań, zaś w oddali wsie Tychowo i Sułkowo, które dziś już odwiedziliśmy. "Witkowo I" nie jest już tak "wiejskie", na wjeździe do wsi witają nas budynki znanej "Agrofirmy". Zaraz za nią zaczyna się rząd małych bloków, który ciągnie się aż do pętli w Witkowie, znajdującej się na rozgałęzieniu dróg do Radziszewa, Dolic i Strzyżna, które będzie ostatnim celem dzisiejszej wycieczki.
zdjęcie
Wiejski charakter linii podmiejskich to ukryte piękno stargardzkiego MZK


Ostatki



Wysiadamy z "szóstki" przy Zakładzie Napraw Infrastruktury, by przesiąść się na linię 7 do Strzyżna. Pierwotnie przesiadka miała nastąpić przy cukrowni, lecz perspektywa kilkunastominutowej inhalacji nieprzyjemnymi kluczewskimi zapachami skutecznie odwiodła nas od tego pomysłu. Po kilku minutach oczekiwania, wsiadamy do... Jelcza 120M (!) i udajemy się prosto do Strzyżna, które oddalone jest od Kluczewa zaledwie o kilka minut jazdy. Po owych kilku minutach jazdy przez łąki, skręcamy w lewo i docieramy do miejsca docelowego. Tu jednak nie ma typowej pętli i autobus musi "trójkątować", by znaleźć się na przystanku. Po wykonaniu pamiątkowych zdjęć i krótkiej pogawędce z kierowcą, wracamy do Stargardu na plac Wolności, gdzie żegnamy się z naszym przewodnikiem. Stamtąd udajemy się prosto na dworzec i wrócić pociągiem do szczecińskiej rzeczywistości.

możliwość komentowania została wyłączona