Wszystkie Ze Szczecina W skrócie Z kraju Według linii

Szczecin artykuł

Zburzyć tę willę. Szybki tramwaj już nie może czekać

Andrzej Kraśnicki jr, Gazeta.pl,

dodane przez MQ; zmodyfikowane

W tej historii szło najpierw o pieniądze. Dopiero później pojawił się argument, że "to zabytek". Willa w Zdrojach nie może być jednak alternatywą dla linii szybkiego tramwaju - pisze Andrzej Kraśnicki jr z "Gazety Wyborczej".
W tym tygodniu wojewódzki konserwator zabytków Ewa Stanecka podejmie decyzję, od której zależy los jednej z największych inwestycji w powojennym Szczecinie: budowy linii tramwajowej łączącej Zdroje z Basenem Górniczym i lewobrzeżem.

Ewa Stanecka ma dwa wyjścia: uznać willę za zabytek i tym samym zablokować inwestycję, bądź nie wpisywać jej do rejestru zabytków, co może oznaczać rozbiórkę. - Żadna decyzja nie będzie dobra - przyznaje wojewódzki konserwator zabytków.

Czas nagli



Ale drugie rozwiązanie otworzy miastu drogę do złożenia wniosku o uruchomienie unijnych dotacji, które Ministerstwo Rozwoju Regionalnego przyznało miastu. Chodzi o 106 mln zł, które pokryją niemal połowę wydatków związanych z szacowaną na 220 mln zł inwestycją. Miasto planuje złożenie wniosku w pierwszym kwartale 2011 r. Jego rozpatrzenie zajmie kilka miesięcy, może rok. Potem potrzebny jest czas na przetarg wyłaniający wykonawcę. Rozpoczęcie prac byłoby realne na przełomie lat 2012-2013, czyli niemal na ostatnią chwilę. Budowę trzeba dokończyć i - co nie mniej ważne - rozliczyć z MRR do 2015 r. Jeśli by się to nie udało, miasto musiałoby całą dotację zwrócić.

Unijne pieniądze możemy jednak stracić znacznie wcześniej. Minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska bezlitośnie wyrzuca ze swojej listy inwestycji z "obiecaną" dotacją te projekty, które się opóźniają. Powód jest prosty: resort woli nie zamrażać pieniędzy, bo gdyby jakiś projekt nie został zrealizowany na czas, niewykorzystane fundusze wrócą do Brukseli. Dlatego MRR woli zabierać pieniądze maruderom i przekazywać na inwestycje gotowe do natychmiastowej realizacji.

W sprawie Szczecińskiego Szybkiego Tramwaju minister Bieńkowska głos już zabrała i ostrzegła, że projekt jest zagrożony. Mówiła to wprawdzie w czasie kampanii wyborczej, stojąc obok ówczesnego kontrkandydata Piotra Krzystka w wyścigu o fotel prezydenta Szczecina, niemniej nie należy tego ostrzeżenia lekceważyć. Początek 2011 r. to ostatni moment, by złożyć wniosek o dofinansowanie. Ministerstwo musi mieć wyraźny sygnał, że startujemy w końcu z inwestycją.

Nie uda się to, jeśli wojewódzki konserwator zabytków uzna willę za zabytek. Co prawda miasto będzie mogło się od tej decyzji odwołać do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, ale to niesie dwa niebezpieczeństwa: po pierwsze resort może podtrzymać decyzję WKZ, po drugie - rozpatrzenie odwołania może zająć nawet trzy miesiące. Taka jest z reguły praktyka.

Ewentualne uznanie willi za zabytek oznacza więc de facto wywrócenie całego projektu szybkiego tramwaju. Przeprojektowanie kolektora kanalizacyjnego (ma powstać w miejscu willi), jednego z dojść do przystanku oraz jakieś odizolowanie willi od przebiegającej dwa metry obok linii (co prawda w wykopie, ale to niewiele upraszcza sprawę) zajmie kilka miesięcy. To za długo.

Nikt tego nie przewidział?



Można spytać, dlaczego miasto nie zrobiło tego wcześniej, skoro batalia o willę toczy się od 2009 r., kiedy to mieszkańcy budynku złożyli wniosek o uznanie go za zabytek. Oficjalne stanowisko miasta jest takie: "W żadnym dokumencie planistycznym stanowiącym podstawę projektu nie ma mowy o tym, że obiekt stanowi przeszkodę".

Faktycznie: miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego z 2004 r. przewiduje po prostu rozbiórkę domu. Czy miasto nie wiedziało, że willa ma walory zabytku? Przecież była to wiedza już wówczas osiągalna i niebędąca tajemnicą dla nikogo, kto interesuje się historią Szczecina. O tym, że budynek z 1912 r. należał przed wojną do Feliksa Gruneberga, właściciela położonej po sąsiedzku (dziś już nieistniejącej) fabryki organów dowiedziałem się w 2003 r. Nie jestem zawodowym historykiem, ale wydaje mi się, że urząd miejskiego konserwatora zabytków, który opiniował plan zagospodarowania, powinien wiedzieć więcej niż historyk amator i już wtedy zareagować. Byłoby dużo czasu na ewentualne poprawki. Dziś MKZ, czyli Małgorzata Gwiazdowska, też zachowuje się dziwnie. Podczas głosowania na forum Wojewódzkiej Rady Ochrony Zabytków (ciała doradczego wojewódzkiego konserwatora zabytków), która zajęła się willą, wstrzymała się od głosu. Wciąż nie wie, czy budynek wart jest zachowania, czy też nie?

To jest praprzyczyna dzisiejszych kłopotów.

Rodzina (za wszelką cenę) na swoim



Drugi z powodów obecnych kłopotów to ewidentnie prywatny interes rodziny zamieszkującej willę. Oni nie chcą się z tego domu wyprowadzić. Sentyment do rodzinnego domu jest oczywiście zrozumiały. Ale początkowo spór miasta z mieszkańcami willi miał podłoże jedynie finansowe. Mieszkańcy byli po prostu niezadowoleni z tego, ile pieniędzy oferuje im miasto za wyprowadzkę. Kwoty wynikają z operatów szacunkowych sporządzanych przez Starostwo Powiatowe w Goleniowie, które prowadzi postępowanie wywłaszczeniowe (miasto Szczecin w swojej sprawie takiego postępowania prowadzić nie może). Ostatnia wycena całej willi to 1,37 mln zł. Mieszkańcom należy się połowa tej kwoty (w drugiej połowie właścicielem jest miasto). Może ona ulec jeszcze zmianie, bo starostwo uaktualnia stawki.

Hasło "ocalmy zabytek!" pojawiło się dopiero w 2009 r. Poparło je grono osób skupionych wokół Portalu Miłośników Dawnego Szczecina Sedina.pl i historyków, z których wiedzą nie śmiem się mierzyć. Powstała strona internetowa, a walczący o swój dom mieszkańcy co rusz pojawiają się w szczecińskich mediach. Już nie mówią o pieniądzach, ale o walorach zabytkowych mocno zapuszczonej i zaniedbanej willi. Wśród argumentów za zachowaniem budynku przewija się hasło budowy "europejskiego centrum organowego", przypomina się, że to dom "twórcy organów, między innymi w kościele św. Trójcy w Lipawie (Łotwa), przebudowanych przez Barnima Gruneberga w 1885 r., które uważa się do dzisiaj za największe organy z mechaniczną trakturą na świecie".

"Dlaczego z modernistycznej willi, zachowanej wraz z wyposażeniem, w dodatku należącej do sławnego człowieka, nie zrobić atrakcji turystycznej Szczecina?" - pyta w liście otwartym do władz miasta Mariusz Łojko, przedstawiciel obrońców willi.

Zejdźmy na ziemię



Dla mnie opowieści o centrum organowym to mrzonki. Nie widzę też tłumu turystów, którzy zwalą się do Szczecina, by zobaczyć willę, której wystroju wnętrza nie ma co porównywać z niejednym oryginalnym wnętrzem willi z Pogodna. Piszę tu o odczuciach zwykłego turysty, a nie historyka sztuki. Hasło "Gruneberg" nie jest czymś, co porwie "społeczność międzynarodową" (bo i takie argumenty padają). A co z mieszkańcami, którzy przecież nie mają ochoty na wyprowadzkę? Będą częścią ekspozycji?

Po ludzku żal mi mieszkańców. Jako miłośnikowi historii Szczecina żal mi budynku. Ale argumenty równające ów obiekt niemal z Wałami Chrobrego są mocno przesadzone. W interesie szczecinian jest budowa linii szybkiego tramwaju. Jeśli teraz projekt przepadnie, już nikt nigdy nie podaruje nam na niego połowy niezbędnych pieniędzy.

Potem można ew. wyciągnąć konsekwencje wobec osób, przez które willa musi zniknąć.

źródło: Gazeta.pl

2 komentarze